Ekologia… czysty biznes

Ekologia – teoretycznie to nauka o strukturze i funkcjonowaniu przyrody, zajmująca się badaniem oddziaływań pomiędzy organizmami a ich środowiskiem oraz wzajemnie między tymi organizmami. To tak w dużym skrócie i uproszczeniu. Niestety ekologia to również potężny przemysł, gałąź gospodarki, która wzięła sobie za cel niszczenie piękna innych, nie-eko części rynku a przy okazji drenowanie naszych kieszeni. Jaki wpływ ma na motoryzację i zmotoryzowanych?

Cóż, rynek motoryzacyjny nigdy do tych najbardziej ekologicznych podobno nie należał… teraz z resztą też nie należy bo zdecydowana większość eko-wymysłów w motoryzacji ma na celu nie tzw. ratowanie środowiska naturalnego a jedynie wyciągnięcie grubej kasy od nabywców samochodów. Przy okazji ekoterroryzmowi poddają się różne dyscypliny motosportu,  w tym niestety również Formuła 1. Zaczynając od tej ostatniej, królowej sportów motorowych – zbrzydła ona okrutnie w tym sezonie. Najszpetniejsza zmiana to oczywiście silniki, które się skurczyły dość drastycznie a ich dźwięk już nie brzmi tak magicznie jak jeszcze rok temu, tym bardziej nie wywołuje już raczej specyficznej ekstazy. Paranoją totalną należy określić wymogi dotyczące oszczędzania paliwa. To już nie jest tak męski sport jak kiedyś. KERS (próbę przerobienia bolidów na Priusy) jakoś przeżyliśmy, ale tegoroczne zmiany to gruba przesada. Można to w zasadzie porównać do kastracji.

Co w takim razie z naszymi samochodami? Właśnie tymi, które możemy kupić dziś w salonach, spotkać na ulicy? No cóż, producenci chcąć być trendy prześcigają się w zapewnieniach o ich ekopolitycznej poprawności. Niestety, tak. Motoświat stanął na głowie – szczególnie ten europejski. Dziś już każdy chce mieć w ofercie hybrydę albo i nawet auto elektryczne. Oczywiście wszystko w celu ograniczenia emisji… Deski rozdzielcze można poddawać recyklingowi jak nigdy wcześniej – tyle, że trzeba do tego celu wytworzyć sporo energii, która wcale taka czysta być nie musi. Systemy typu start stop? Wspaniale oszczędzają paliwo w miejskich korkach. W sumie może się tego uzbierać pewnie z 0,5 litra w ciągu roku. Ale dzięki tym powalającym oszczędnościom użytkownik częściej będzie musiał kupić specjalny akumulator AGM, który jest oczywiście znacznie droższy od zwykłej kwasówki. Ten akumulator trzeba będzie też wymieniać zdecydowanie częściej co jeszcze podbija koszty. Do tego dochodzą odpowiednio wzmocnione rozruszniki, które również szybciej kończą swój żywot i drenują kieszenie kierowców.  A co z tego ma środowisko naturalne? Głównie tysiące akumulatorów, z którymi nie bardzo jest co zrobić, ale może same się rozłożą bo miliardzie lat składowania. Rozruszniki, które można oczywiście regenerować albo poddać przynajmniej częściowemu odzyskowi, w trakcie którego  do atmosfery uwolnione zostaną szkodliwe substancje odpowiadające rocznej emisji z 10 samochodów starego typu.

Filtry cząstek stałych? Ciekawe co się z nimi dzieje jak już zapchają się raz a dobrze? W zasadzie to nic. podobnie jak z katalizatorem – można tu odzyskać sporo cennego materiału, ale sadza sama z siebie nie odparuje bez szkody dla środowiska.

Do tego doliczyć trzeba globalizację. Każdą część produkuje się w innym kraju świata. Zanim samochód zostanie złożony w całość to kawałkach opłynie Ziemię ze 2 razy. Nie trzeba chyba mówić, że ten trasnportowy łańcuch również emituje różne substancje do atmosfery.

Najbardziej dobijający jest jednak fakt, że te super nowoczesne samochody z malutkimi doładowanymi silnikami straciły zupełnie swoją trwałość. Stare samochody są tu nie do pobicia i potrafią bez poważniejszych awarii i częstych wymian różnych części przejechać setki tysięcy kilometrów. Dla współczesnych samochodów magiczną granicą jest w zasadzie 200 tys. km. To w zasadzie tyle ile w 3-5 lat przejeżdża bardzo duża grupa aut flotowych. Jak tak dalej pójdzie to najdalej po 5 latach takie auto będzie się nadawało jedynie na złom. A co z ekologicznymi kosztami tego faktu? A kogo to w zasadzie interesuje? Na pewno nie ekologów ani też producentów? Oni akurat robią na tym najlepszy biznes.

Weźmy jeszcze pod uwagę coraz ostrzejsze normy emisji spalin… Co z tego, że zgodnie z jakąś tam normą auto pali w mieście 6.5 l/100 km, skoro w starciu z normalną eksploatacją pali litrów 12?

Czy można się temu nie poddać? Tak, można. Trzeba tylko kupić stare, dobre auto. Nieważne czy z kopcącym dieslem prosto z ciężarówki czy z wielkim silnikiem benzynowym… Tak czy inaczej wyjdzie dużo taniej i dla nas i dla środowiska.

 

Both comments and pings are currently closed.

Brak możliwości komentowania artykułu.

Powered by WordPress | Designed by: best suv | Thanks to audi suv, infiniti suv and lexus suv