Siłacz zza oceanu – Chrysler 300C Touring 5,7 V8 HEMI

 

Amerykańskie auta zawsze prezentowały własny, niepowtarzalny styl. Chrysler 300C to jeden z lepszych na to dowodów. Monstrualne wręcz kombi proporcjami przypomina warowną twierdzę. Dodajmy do tego potężny benzynowy silnik HEMI V8 o pojemności 5,7 l i mamy typowego „Amerykanina”.

300C Touring jak na warunki europejskie jest raczej nietypowym autem. I wystarczy już pierwszy rzut oka aby to stwierdzić. Wielki chromowany grill, długa maska i prężne niczym bicepsy Hulka Hogana nadkola. Do tego zwężająca się ku tyłowi linia okien i do Abramsa brakuje już tylko lufy montowanej na obrotowej wieżyczce. To wystarczy do ściągnięcia, na siebie i ten piękny samochód, uwagi niemal wszystkich w zasięgu wzroku. Co lepsze na zmieniające się światła czasem najlepiej patrzeć przez lufcik – szyberdach. Przednia szyba okazuje się po prostu zbyt mała. Jedno jest pewne – ta karoseria świetnie działa na pasażerów, dając im poczucie ogromnego bezpieczeństwa, taki jeżdżący schron. No właśnie, jeżdżący. I to jeszcze jak!

Silnik V8 HEMI docenią szczególnie miłośnicy amerykańskiej motoryzacji. Nie ma w końcu nic przyjemniejszego od delikatnego bulgotu widlastej „ósemki”. Technologia systemu MDS powoduje jednak, że ten dźwięk podnieca zmysły dopiero po nieco głębszym wciśnięciu pedału gazu. Na wolnych obrotach pracują tylko 4 z 8 cylindrów. Z jednej strony obniża to zużycie paliwa, z drugiej odejmuje nieco przyjemności motoryzacyjnym melomanom. Silnik o pojemności 5,7 l generuje całe 340 KM. To jeszcze nic, prawdziwe wrażenie robi moment obrotowy – nawet 525 Nm! Z takim silnikiem nieźle jeździłaby nawet ciężarówka. A 300C waży niecałe 2 tony. Dodajmy napęd na cztery koła, automatyczną skrzynię biegów z możliwością ręcznej zmiany przełożeń… i tak powstało jedno z najszybszych kombi jeżdżących po naszych drogach. „Setkę” możemy osiągnąć już po 6,7 sekundy od startu. Trzeba przyznać, że ten dostojny kombiak potrafi dostarczyć sporo przyjemności z jazdy. Nawet lekkie dotknięcie gazu powoduje natychmiastową reakcję i wciśnięcie w fotel. Wyprzedzanie na trasie to czysta przyjemność. Wszystko bez żadnych sprężareczek, kompresorków i innych zabawnych turbo wynalazków japońskiej bądź też europejskiej techniki. Silnik „trzysetki” to najczystsza, najprawdziwsza i do tego najbrutalniejsza moc. Ale tylko wtedy kiedy chcesz, bo kiedy jeździłem tym autem spotykałem co rusz jakiegoś „buraka” w wiejsko stuningowanym golfie bądź też idiotę w Toyocie, którzy koniecznie chcieli się spróbować w mieście. Nie można jednak zapomnieć, że Chrysler to auto dla Gości z KLASĄ!!! W mieście ma robić wrażenie, samą jazdą można, wręcz należy się delektować. Dlatego jakoś nie zależało mi na udowadnianiu innym co to auto potrafi. Wystarczyło lekko wcisnąć gaz i najzupełniej zrelaksowany mogłem patrzeć jak mój ” drogowy sąsiad” wyciska z siebie i swojego autka siódme poty aby dorównać mi kroku. Pominę milczeniem drobny fakt, że jak na porządnych głupków przystało „sąsiedzi” nie przestawali przyspieszać po osiągnięciu przepisowych prędkości. Cóż mam nadzieję, że przynajmniej się dowartościowali…

Po tej małej, życiowej dygresji wróćmy do tematu… zawieszenie jest po prostu kapitalne. Bezbłędnie pokonuje zakręty, jest dość twarde, ale pozostawia niezbędną w tej klasie rezerwę komfortu. Z jednej strony daje ogromną pewność prowadzenia, z drugiej zdaje się mówić: „to ja, amerykański krążownik”. I jeszcze te skórzane fotele… obszerne, wygodne i świetnie wyprofilowane. Brakuje chyba tylko masażu.

W środku oczywiście mnóstwo miejsca, przestrzeni nie zabraknie tu nikomu, bez względu na to czy zasiądzie w przednim fotelu czy też na tylnej kanapie. O odpowiednią atmosferę dba nie tylko klimatyzacja, ale również świetny system nagłośnienia. Do kompletu z silnikiem dopieszcza akustycznie kierowcę i pasażerów.

Ogólnie wnętrze jest utrzymane w dość charakterystycznym stylu „retro”. Czteroramienna kierownica o nietypowym „wnętrzu”, zegary jakby wyciągnięte z muzeum . Dużo plastiku, ale również chromu. Ogólnie wysokiej jakości materiały, dobre spasowanie, bogate wyposażenie. Szyby, lusterka, fotele, ustawienie kierownicy. Jakby komuś było mało to można również regulować (elektrycznie oczywiście) ustawienie pedałów. Zdziwił mnie jeden elektryczny niedostatek, otóż lusterek zewnętrznych nie można złożyć naciśnięciem przycisku.

Oczywiście zbyt pięknie nie może być. W tym przypadku w trakcie jazdy najbardziej doskwiera niemal zupełny brak widoczności. O czym pisałem mała przednia szyba, ale pozostałe wcale nie są większe. Sytuację usiłują ratować „konkretne” bądź co bądź lusterka zewnętrzne. Przy parkowaniu po wrzuceniu wstecznego automatycznie zmieniają kąt ustawienia aby ułatwić kierowcy obserwację najbliższego otoczenia auta. Dodatkowo zainstalowane są czujniki więc o zbliżaniu się do przeszkody jesteśmy informowani diodami i sygnałem. Ciekawe, że wyświetlacz tego systemu zamontowano nad głowami pasażerów tylnej kanapy, dzięki temu jest on doskonale widoczny w wewnętrznym lusterku oraz po obróceniu głowy przez kierowcę. Jest to najmniej dekoncentrujące rozwiązanie z możliwych. Posiadacza Chryslera zaboleć może ewentualnie… kieszeń, to auto musi „wypić” swoje, choć przy cenie 250 tys. zł żaden posiadacz tego cacka nie będzie zwracał uwagi na takie szczegóły jak nie najniższe, powiedzmy delikatnie, spalanie. Na całe szczęście jak na benzynoholika Chrysler jest i tak oszczędny bo zadowala się zwykłą 95-oktanową bezołowiówką. Oszczędniejszym Chrysler proponuje wersje z 3,5-litrowym silnikiem benzynowym oraz 3-litrowym dieslem. Spalanie mniejsze a ceny zaczynają się od niespełna 190 tys. zł. Irytującym detalem był „organizer bagażnika”. Takie zabawne przegródki pod podłogą, wrażenie nie najlepsze bo wciąż miałem dziwne wrażenie, że jak tylko czegoś dotknę to od razu się rozleci. Nie rozleciało się, jednak niezbyt pasuje do charakteru tego auta…

Z listy wyposażenia standardowego nie wymienię różnych oczywistych drobiazgów. Najbardziej spodobała mi się jedna pozycja na całej tej dość długiej liście. And the Winner is… „europejskie zawieszenie przystosowane do wysokich prędkości”. W sumie nic dziwnego, szkoda tylko, że nie ma zawieszenia specjalnie przystosowanego do polskich dróg i przeciętnej, polskiej, ciężkiej nogi.

Podsumowując muszę napisać o jeszcze jednej drobnostce. Jeśli jesteś ekologiem albo Twoje dzieci są aktywistami Greenpeace’u możesz się narazić. Nie mam tu na myśli ilości benzyny spalanych przez 300C, ale ilość komarów, muszek i innych latających stworzonek, które skasowałem choćby w ciągu godziny jazdy… trochę treningu i myślę , że mógłbym podejść do rekordu Guinessa. Mnie jednak aerodynamika cegłówki ani trochę nie przeszkadzała. Jeżeli Tobie również nie przeszkadza a chciałbyś mieć reprezentacyjne, dobrze wyposażone, szybko jeżdżące auto o niebanalnej stylistyce i jesteś w stanie pogodzić się z wysokimi kosztami zakupu oraz eksploatacji to Chrysler 300C jest autem stworzonym właśnie dla Ciebie. W końcu nie ma się co czarować, z pewnością nie jest to samochód stworzony dla przeciętnego kierowcy i nadmierne stosowanie przeciętnych standardów ocen trochę mija się tu z celem. Ten klimat po prostu trzeba poczuć…

 

 

Both comments and pings are currently closed.

Brak możliwości komentowania artykułu.

Powered by WordPress | Designed by: best suv | Thanks to audi suv, infiniti suv and lexus suv